Czytasz opis jednego dnia z wyprawy Chiny, Laos, Tajlandia
Dzień 1 – Hongkong
Pierwsza podróż. Pierwsze doświadczenia. Wszystko nowe i dziwne… Pojechaliśmy z trójką znajomych, którzy wcześniej byli w Azji. Ich zaproszenie na wspólny wyjazd do Chin odmieniło nasze życie, bo bez takiej zachęty sami nigdy byśmy się na backpacking nie odważyli.
Niedługo przed lądowaniem w Hongkongu podano nam śniadanie, na które, jakżeby inaczej, wybraliśmy wersję orientalną. Samolotowe śniadanie pod kryptonimem congee, czyli ryżowa papka z wielką krewetką na wierzchu i trawką cytrynową, przyprawiła o mdłości wszystkich oprócz Marysi.
Naszym żołądkom nie pomogło też to, że od opuszczenia Warszawy, mieliśmy za sobą 15 godzin lotu. Po śniadaniu rozdali nam dziwne formularze przyjazdowe, które posłusznie wypełniliśmy.
Jeszcze na lotnisku wymieniliśmy trochę pieniędzy na walutę lokalną żebyśmy mogli się jakoś dostać do miasta. Z lotniska, za około 30 HK$, pojechaliśmy piętrowym autobusem numer 13 na Tsim Sha Tsui, na kontynentalną część Hongkongu.
Marcin, wspomagając się przewodnikiem przyprowadził nas do Mirador Mansion przy Nathan Road 64. Mirador Mansion jest ogromnym, dziwnie pachnącym blokiem z dziedzińcem w środku, w którym na dole są stragany z różnościami, a na górnych piętrach jest mnóstwo pensjonatów.
Windą pojechaliśmy na 12 piętro gdzie znajduje się Cosmic Guest House. Po sprawdzeniu co mają do zaoferowania, zostaliśmy w jednym z pięcioosobowych pokoi. Była to maleńka klitka o łącznej powierzchni materacy większej niż powierzchni podłogi, bynajmniej nie z powodu ogromnych łóżek. Trochę w nim zalatuje i ma śmieszny ubikacjo-prysznic, w którym, po piątej osobie, na podłodze stało z 10 cm wody, ale 80 HK$ od osoby nie jest kiepską ceną, jak na Hongkong.
Na obiad oddzieliliśmy się od Dzieciaków, które wybrały się obok, do Chungking Mansions, mieszczącego parę hinduskich knajpek. Na hinduskie jedzenie nasze żołądki ani nosy jeszcze nie były gotowe (mnie ciągle męczyło congee…) a w Chungking śmierdziało jeszcze gorzej niż w Mirador.
Po zaspokojeniu głodu, promem Star Ferry, popłynęliśmy na wyspę Hongkong i zrobiliśmy sobie długi spacer do tramwaju Peek Tram, zaliczając po drodze najdłuższe ruchome schody na świecie.
Ów Peek Tram to coś, co bardziej przypomina kolejkę na Gubałówkę niż tramwaj i bardzo podobną pełni rolę. Tłumy ludzi wjeżdżają na wzgórze ponad Hongkongiem podziwiać panoramę miasta. Ze wzgórza autobusem pojechaliśmy na metro Central i metrem wróciliśmy na Kowloon.
Nasza pierwsza noc w Azji. Szczęśliwi, zmęczeni, wykąpani i wreszcie w łóżkach zasnęliśmy szybko. Nie na długo, bo grupa gości naszego hostelu, postanowiła urozmaicić nam noc, trzaskając drzwiami i krzycząc na siebie. Trwało to z godzinę i wreszcie mogliśmy ponownie zasnąć.