Czytasz opis jednego dnia z wyprawy Chiny, Laos, Tajlandia



Dzień 8 – Dali

Wczesnym rankiem, gdy wyszliśmy z hotelu po śniadaniu, kierowca już czekał. Bez słowa podwiózł nas pod dolną stację górskiej kolejki i zostawił. Kupiliśmy bilety na wagonik i wpakowaliśmy się do środka. Po wjechaniu na górę okazało się, że chińskie szlaki górskie zupełnie nie przypominają tych polskich. 11 kilometrów równiusieńkiego chodnika, z odprowadzeniem deszczówki, ławeczkami i barierkami. Takie są Chiny.

Góry, Dali, Chiny

Szlak górski w Chinach

Szliśmy dość długo, po drodze odwiedziliśmy kolejną świątynię, do której zwabił nas zapach kadzideł i odgłosy buddyjskiej mantry i gdy akurat zaczynało kropić znaleźliśmy wyciąg krzesełkowy na dół.

Góry, Dali, Chiny

Góry Cangshan

Spod dolnej stacji wyciągu poszliśmy na piechotę do miasta i wstąpiliśmy do baru Marleya, gdzie dziewczyny zamówiły sobie pizzę a ja dziwną pomidorówkę, od której marchewkowa byłaby bardziej pomidorowa w smaku. Na te dwie pizze czekaliśmy niemożliwie długo i zaczął dobiegać czas na drugą wycieczkę więc Marcin został u Marleya ciągle czekając na ostatnią porcję gdy my pojechaliśmy.

Chiński targ, Dali, Chiny

Targ niedaleko Dali

Podczas wycieczki, na jednym z targów, stary Chińczyk sprzedający herbatę prosto z ogromnych worków, nauczył nas sprawdzać jej aromat. Robi się to tak, że bierze się z worka w garść i potem się w to chucha, żeby ten aromat uwolnić. Jak się podoba, to się kupuje, jak nie, to chucha się w garść z drugiego worka :)

Po zwiedzeniu trzech targów nasz kierowca, tak jakby poza planem, zawiózł nas do świątyni na jednej wsi, gdzie nie było kadzideł, nie było muzyki z CD, nie było turystów, za to leżał świeżo ucięty łeb wołu oraz była cisza i spokój. Chiny pokazały nam swoją kolejną twarz…

Łeb wołu w świątyni

Niecodzienny widok w świątyni

Na dziedzińcu świątyni zahaczyły nas panie oferujące „pokaz” produkcji batików bezpośrednio w manufakturze. Na propozycję, z ciekawości, przystaliśmy. Okazało się, że zaprowadziły nas do miejsca, gdzie w wielkich kotłach farbuje się specjalnie pogniecione, na których po wyschnięciu i rozprostowaniu tworzą się różne nieregularne wzory. Podobno okolica słynie z tak farbowanych tkanin.

Zaraz po demonstracji cała gromadka kobiet, w asyście córek, próbowała nam owe batiki sprzedać.

Produkcja batików, Dali, Chiny

Tak powstają batiki

Gdy dziewczyny zajęły się handlem ja z kierowcą siedliśmy z boku bez słowa. Wymieniliśmy się papierosami a on, znów bez słowa, pokazał mi, jak się te batiki robi. Czynność jest to dość dziwna, wymagająca niezwykłej cierpliwości i umiejętności, bo wszystkie, bardzo różnorodne wzory, powstają dzięki poprzeszywaniu materiału w specjalny sposób, dzięki czemu w niektórych miejscach się nie zabarwia. Zaskakująca była powtarzalność tych wzorów i chaotyczność kłębów materiału, z których potem powstawały te wszystkie obrusy, chusty i szale.

Chińskie dziecko odrabiające lekcje, Dali, Chiny

Odrabiamy lekcje

Czekając na zakończenie targów zacząłem robić zdjęcia gromadce małych chłopców kryjących się po kątach nieopodal. Najodważniejszemu, na wyświetlaczu, pokazałem efekty ich nieudanych prób ukrycia się i wtedy zaczęła się najbardziej niezwykła sesja fotograficzna jaką mogłem sobie wyobrazić.

Chłopcy zaczęli przyjmować kungfu, ja pstrykałem zdjęcia, a oni przybiegali je obejrzeć. I tak w kółko. Baaardzo trudno było się rozstać z tymi dzieciakami i byłem naprawdę niepocieszony, że handel poszedł dziewczynom tak szybko:) Z tej wycieczki wszyscy wrócili zadowoleni – dziewczyny z zakupów a ja z fotek. Marcina nie było.

Ja i mali wojownicy, zdjęcie autorstwa Krysi Włodarczak, Dali, Chiny

Ja i mali wojownicy

Po powrocie zrobiliśmy trochę prania ręcznie ale trochę nam to nie wyszło bo gdybyśmy skorzystaliśmy z pralki i możliwości wywieszenia naszych rzeczy w suszarni na dachu może nie schły by tak wolno.

Chińscy chłopcy, Dali, Chiny

Mali wojownicy