Dzień 18 – Jedziemy do Bangkoku
Rano zrobiliśmy sobie spacer świątyniach Vientiane i bez celu pospacerowaliśmy trochę po mieście. Nasz ostatni dzień w Laosie…
Na deser wstąpiliśmy do French Bakery na pyszną kawę.
Później zaopatrzyliśmy się w suchy prowiant na podróż w pobliskim markecie.
Resztę dnia postanowiliśmy przeczekać na pięterku w Full Moon, które bardzo nam przypadło do gustu dnia poprzedniego.
Już o tym pisałem ale jest tam fajna muzyczka, miła obsługa i ładny wystrój więc było to najlepsze miejsce na przesiedzenie kilku godzin grając w karty, układając pasjanse i robiąc ranking noclegów tej podróży. Co prawda drugi raz doliczyli nam dodatkowe piwo więc tym razem Marysia z niewinną miną zgłosiła kelnerowi „pomyłkę”:) Niestety okazuje się, że w Laosie, zamiast napiwków, mają w zwyczaju doliczać dodatkowe pozycje do rachunku.
W końcu, w dalszym ciągu nie wiedząc jak smakuje wychwalane w przewodniku danie laap, punktualnie o godzinie 18, opuściliśmy Laos autobusem, który kierownicę miał po angielskiej stronie. Przynajmniej tym razem białych turystów jest mniej w stosunku do tubylców.
Pod nadzorem umundurowanego pana z groźną miną, pod kocykami pożyczonymi z samolotu Cathay’a, dojechaliśmy do granicy gdzie po wypełnieniu kolejnych formularzy, pożegnaliśmy Laos z głęboką obietnicą, że na pewno jeszcze tu wrócimy.