Czytasz opis jednego dnia z wyprawy Chiny, Laos, Tajlandia



Dzień 15 – Kajakiem po Nam Khan

Wstaliśmy o 7 rano, żeby zjeść śniadanie przed wyjazdem na kajaki, na które zapisaliśmy się poprzedniego dnia. Śniadanie w guesthousie Vilay to jedyne miejsce, w którym skondensowane mleko do kawy, bardzo miła właścicielka podawała nam osobno. Zazwyczaj dostaje się je od razu wlane do kawy i trzeba kombinować z mieszaniem „nie do końca”, żeby kawa nie była za słodka. Jajka sadzone, ciepła bagietka i kawa za 15000 kipów – pycha.

Zapakowaliśmy się z kajakami, kapokami, kaskami i instruktorami do tuk-tuka i po 20 minutach, na brzegu Nam Khan, pakowaliśmy sprzęt do nieprzemakalnych toreb.

Kajaki, Nam Khan, Laos

Przygotowania do spływu

Zanim zdążyliśmy się nauczyć jak trzymać rytm wiosłowania już robiliśmy przystanek nad wodospadem.

Wodospad Tad Sae niedaleko Luang Prabang, Laos

Wodospad Tad Sae

Bardzo ładne miejsce. W szumie hektolitrów wody dali nam ciepły posiłek, Marysia popływała w wodospadzie, Krysia pomoczyła nogi a ja robiłem zdjęcia. Mała dziewczynka, chyba córka właścicieli jadłodajni, miała wiele uciechy pozując do zdjęć, które potem oglądała na wyświetlaczu. Na przyszłą wyprawę trzeba kupić polaroida.

Dziewczynka z nad wodospadu, Laos

Dziewczynka z nad Tad Sae

Dalsza podróż kajakami, w palącym słońcu, mijała monotonnie dopóki nie dopłynęliśmy do kilku pod rząd progów. W jednym za nich, po małym zderzeniu Monika, ja i wszystkie nasze rzeczy, wylądowaliśmy w wodzie.

Skarpetki popłynęły Mekongiem i całe szczęście, że przewodnik uratował mój but. Gdyby z mojej „lekkiej” pary butów jeden popłynął to resztę wycieczki przechodziłbym w traperach. Oprócz utraty skarpetki i obtartego kolana, cała historia skończyła się szczęśliwie ale od czasu tych przełomów mieliśmy wszystko kompletnie przemoczone i przez następną godzinę płynęliśmy w kajako-kałuży. Sprzęt i dokumenty uratowała torba nieprzemakalna. Teraz już wiem, że buty w kajaku nie są potrzebne a za to idealnie pasują do suchej torby.

Dziewczynka znad wodospadu, zdjęcie autorstwa Krysi Włodarczak, Laos

Pokazuj te zdjęcia, Farang!

Wycieczka była bardzo udana i chociaż byliśmy zmęczeni, kompletnie przemoczeni i poparzeni przez słońce to byliśmy zadowoleni.

Jeszcze tego samego wieczora dziewczyny poszły na masaż… :) Na kolację było ulubione jedzenie Marcina – kuchnia indyjska. Dzięki temu odkryłem, że w Indiach chadzałbym głodny – duszące i pikantne potrawy zupełnie mi nie przypadły do gustu. Już zupełnie na koniec dnia zrobiliśmy ostatnie zakupy na nocnym markecie.

Dziewczynka znad wodospadu, Laos

Szczery uśmiech dziecka

Trochę nam brakuje wszechobecnego, chińskiego wrzątku i mi osobiście podobała się ‘wielka dolewka’ herbaty w każdej z restauracji ale z punktu widzenia wegetarianina Laosie mają lepsze jedzenie. A w owym czasie byliśmy wegetarianami :)

Z Luang Prabang wyjeżdżamy zaopatrzeni w pałki, obrazki, serwetki. Krysia kupiła kapę, ja obrazek z mnichami, Monika notesy z morwowego papieru, chustę korale, torebki, szale, koszulki, kawę spodnie i bluzkę a Marysia kafelki do nowego mieszkania :) Nasze plecaki zrobiły się niepokojąco ciężkie – konkurs, na razie, wygrywa Krysia.