Czytasz opis jednego dnia z wyprawy Chiny, Laos, Tajlandia
Dzień 17 – Vientiane
Chociaż był środek nocy mieliśmy jeszcze parę postojów na toaletę i jedzenie. Widocznie mieszkańcy uważają, że żadna okazja na smaczny posiłek nie może się zmarnować…
Stolicę łatwo rozpoznać. Pierwsze światła na skrzyżowaniach, pierwsze szerokie, asfaltowe jezdnie i pełno ludzi podążających nie wiadomo dokąd… I to od samego świtu. Nawet tuk-tuki mają wydrukowane cenniki i ceny, o dziwo, niższe niż w Prabang. Przynajmniej ceny za przejazdy tuk-tukowe.
Dotarliśmy grubo przed świtem. Znaleźliśmy jakiś hotel, który w przewodniku opisywany był pozytywnie i zalegliśmy przed nim czekając aż go otworzą.
Po ponad godzinie koczowania hotel otworzono lecz okazało się, że nie mają tam wolnych miejsc na 5 osób. Chcąc nie chcąc udaliśmy się w dalsze poszukiwania. Parę hoteli było zajętych a parę miało tylko jeden wolny pokój więc koniec końców, wylądowaliśmy w dwóch osobnych miejscach o tej samej nazwie ale odległych od siebie o jakieś 200 metrów:)
Podróż odsypialiśmy jeszcze do południa. Po drzemce do poszliśmy zwiedzić główną atrakcję turystyczną stolicy, Królewską Stupę That Luang.To ta z okładki przewodnika Lonely Planet, Laos wydanego w 2005 roku.
Pod stupę dostaliśmy się tuk-tukiem za to z powrotem zrobiliśmy sobie spacer przez wientiańskie „Pola Elizejskie”.
W centrum kupiliśmy bilety do Bangkoku upewniając się uprzednio, że autobus nie będzie sypialny na wzór chińskich i zasiedliśmy w kafejce. Jak w większości laotańskich knajpek, toaleta jest na końcu lokalu więc można sobie przy okazji pozwiedzać zaplecze.
Wieczór spędziliśmy w Full Moon Cafe testując serwowane tam, całkiem niedrogie i smaczne, drinki. Zostaliśmy tam do końca, bo Full Moon to klimatyzowana knajpka z umiarkowanie wycenionym jedzeniem, ładnym wystrojem i sympatyczną muzyką.