Jaipur
W Delhi wylądowaliśmy około północy i oczywiście nie posłuchawszy rad aby wziąć taksówkę oficjalną daliśmy się namówić na prywatną płacąc 550 rupii za podróż do centrum. W efekcie po dotarciu do Paharganj okazało się, że taksówkarz nie wie gdzie jest nasz hostel z Lonely Planet… :)
Podjechał do jakiejś informacji turystycznej skąd mieliśmy dzwonić z pytaniem o pokoje i adres. Z wielkim niedowierzaniem przyjąłem informację o tym, że w Delhi właśnie odbywa się jakiś festiwal hinduski i wszystkie noclegownie poniżej 2000 rupii za dwójkę są zarezerwowane na 3-5 dni do przodu. Wyglądało to cholernie dziwnie więc męczyłem gościa tak długo aż zacząłem nabierać podejrzeń, że to może być prawda. Uroki backpackingu i braku rezerwacji noclegu na dzień przylotu.
Czytałem później o takich przekrętach, że taksówka przywoziła do agencji turystycznej w Delhi z informacją, ze nie zna trasy lub miejsca są zajęte. Turysta rozmawiał potem z kolesiem za ścianą potwierdzając, że miejsc w danym hostelu nie ma. Pomyślałbym, że ta nasza przygoda to też jakiś szwindel na wielką skalę. W sumie to wyglądało dokładnie tak samo gdyby nie to, że facet dzwonił do wszystkich wskazanych przeze mnie miejsc (kilkunastu), za każdym razem wykręcając numer podany w przewodniku i oddawał mi słuchawkę. Sam z nimi rozmawiałem i to nie był ten sam facet…
Po długim namyśle obdzwonieniu pociągów i autobusów zdecydowaliśmy że najbliższym celem podróży będzie Jaipur. Impreza droga, bo za 10000 rupii od osoby wynajętą taksówką. W cenie przejazd z Delhi do Jaipuru, 2 noce ze śniadaniem w Jaipurze, przejazd z Jaipuru do Agry, noc w Agrze, pociąg do Khajuraho i później pociąg z Khajuraho do Varanasi. W tym czasie mamy nadzieje, że w Delhi się wyludni i coś wynajmiemy z wyprzedzeniem. Nie tak wyobrażam sobie backpacking ale tymczasowo jest 2 w nocy i trzeba podjąć jakieś decyzje. Odbijemy sobie w dalszej części podróży.
W Jaipurze byliśmy około 8 rano i od razu poszliśmy spać. Około drugiej wyszliśmy na spacer. Okazało się, że nasz pan taksówkarz też już nie spał. Zawiózł nas do jakiejś, jakżeby inaczej, dość drogiej restauracji na obiad a potem woził nas po fabrykach tkanin robionych stemplami, ręcznie robionych dywanów i fabrykach biżuterii. Nie mieliśmy zamiaru kupować nic już pierwszego dnia więc taksówkarz strzelił focha i odwiózł nas do hotelu. Nawet wyszło lepiej, bo zrobiliśmy sobie długi spacer po okolicy. Kupiliśmy pyszne mango i nauczyliśmy się, że ta sama woda może kosztować 40 lub 10 rupii :)
Uderzające jest to jak gorące potrafi być powietrze. Dodatkowo na początku trochę trudno przyzwyczaić się do wszechobecnego zgiełku i trąbiących samochodów. A propos tych ostatnich nie jest to jakieś agresywne trąbienie. To raczej takie pozytywne pipip na zasadzie: jestem i swojego manewru nie zmieniam. Zresztą niektóre samochody nawet same o otrąbienie proszą.
Generalnie jest dosyć brudno a upał nie odpuszcza nawet po zachodzie słońca przez co dużo ludzi śpi na ulicy. Za to jest bardzo pozytywnie, egzotycznie a jedzenie jest przepyszne. Do tego okolica, w której mamy hotel, jest co najmniej nieturystyczna wiec ku naszej uciesze czwórka białasów wzbudzała niemała sensacje.
Jutro postanowiliśmy być względem fochującego kierowcy bardziej wymagający. W sumie wozić też nas miał za free tam gdzie chcemy.