Warning: Undefined property: WP_Error::$cat_ID in /home/dobert/domains/backpacking.org.pl/public_html/wp-content/themes/elegant-grunge/index.php on line 15

Wszystkie wpisy dotyczące miejsca 'Pekin'

wrz 9 2010

Dzień 3 – Zakazane miasto i podróż pociągiem po Chinach

Z samego rana pojechaliśmy do Zakazanego Miasta czyli byłego pałacu cesarzy dynastii Ming i Qing znajdującego się w centrum Pekinu.

Para chińskich nastolatków, Pekin, Chiny

Randka w Zakazanym Mieście

Kompleks pałacowy zajmuje ogromną przestrzeń i robi naprawdę duże wrażenie, gdy sobie człowiek uświadomi, że wybudowano go w czasach bitwy pod Grunwaldem.

Zakazane Miasto, Pekin, Chiny

Zakazane Miasto

W środku, oprócz zwiedzenia kolejno wszystkich pawilonów-bram i ogrodu na końcu, zobaczyliśmy jeszcze wystawę zegarów.

Zegar z kolekcji cesarskiej, Zakazane Miasto, Pekin

Zegar z kolekcji cesarskiej

Zegar z kolekcji cesarskiej, Zakazane Miasto, Pekin

Zegar z kolekcji cesarskiej

Do obejrzenia zostało dużo więcej ale nie mieliśmy już siły i czas było wracać, bo wieczorem wyjeżdżaliśmy. Chociaż Zakazane miasto odwiedzają tłumy turystów, głównie lokalnych, to da się wszystko kulturalnie zobaczyć i do wszystkiego dostać. Trzeba mieć tylko mnóstwo czasu.

Po długim spacerze wróciliśmy do hostelu, odebraliśmy plecaki, wzięliśmy prysznic i zalegliśmy w knajpce na trzecim piętrze hotelu czekając na nasz pociąg do Hohhot. Tym razem okazało się, że jednak dobrze jest mieć pokój bez łazienki, bo wspólne prysznice na korytarzu użyliśmy jak swoje, co przed całonocną podróżą pociągiem a po całym dniu w upalnej Azji było jak najbardziej wskazane.

Dobrze, że mieliśmy nocleg tuż przy dworcu, bo nie musieliśmy tam być dużo wcześniej i do poczekalni dotarliśmy dopiero jakąś godzinę przed odjazdem. Dużo ludzi siedziało w poczekalni i część stała już w kolejce do bramek na peron. Dołączyliśmy do tych drugich.

Kolejka przed bramkami na peron, Pekin, Chiny

Kolejka przed bramkami na peron

Poczekalnia na dworcu, Pekin, Chiny

Poczekalnia na dworcu w Pekinie

Pół godziny przed odjazdem wpuścili nas do pociągu. Obawiałem się wyścigu, bo z naszymi wielkimi plecakami nie chciałem walczyć o miejsca z miejscowymi ludźmi. Nie biegliśmy ale raźnym tempem dotarliśmy do naszego wagonu, zapakowaliśmy plecaki na półki i siebie na nasze miejscówki. Jednak warto było energicznie maszerować w poszukiwaniu wagonu, bo miejsca na owych półkach starcza tylko dla pierwszych. W wagonie na początku było dość luźno, lecz w miarę zbliżania się godziny odjazdu, pociąg zapełniał się ludźmi.

Przedział "hard seat" w chińskim pociągu, Chiny

Przedział "hard seat" w chińskim pociągu

Jazda była dość monotonna, zbliżał się wieczór więc zacząłem uzupełniać swój dzienniczek podróży. Zaraz najbliższe dziesięć osób wstało i bez obciachu wpatruje się jak piszę. Komentują, prawie wkładając mi nosy w kartkę.

Na podłodze siedzą ludzie, którzy kupili przejazd bez miejscówki. Sprytniejsi zajęli strategicznie wygodne miejsca w „umywalni”. Tych pani z przewoźnym „Warsem” nie będzie bezlitośnie zmuszała do ustępowania miejsca.

Miejscówka na umywalce, pociąg K263, Chiny

Miejscówka na umywalce

Ogólnie organizacja w chińskich pociągach jest pierwszorzędna. Raz na godzinę ktoś zmiata podłogę. Raz na godzinę jedzie pracownik kolei z wózkiem sprzedając gorące kubki, piwo, mleko sojowe, owoce, potrawy z ryżu i co innego głodny podróżny może sobie wymarzyć. Trochę rzadziej jeździ sprzedawca zabawek dla dzieci. A przed każdą stacją opiekunka wagonu zamyka toalety, żeby przypadkiem nieopatrzny pasażer, ignorując ostrzegawcze napisy, nie wypróżnił się na torach przy peronie. Więc ludzie siedzą też w przejściach. Siedzą na gazetach, które w tym celu zdają się być sprzedawane na dworcach, siedzą na swoich pakunkach a co bardziej zapobiegliwi na sprytnych „wędkarskich” stołeczkach. Ogólnie zdają się być dosyć przywykli do tego sposoby jazdy. Pogodzeni z losem.

Hard seat w chińskim pociągu, K263, Chiny

Hard seat w chińskim pociągu

Sposób w jaki piszę podoba się już wszystkim wokół. Przez długi czas, obserwując ich kątem oka, nie mogłem przestać zastanawiać się cóż takiego zajmującego jest w moim piśmie, że jest ich w stanie zająć to na tak długi czas. Najpierw na pewno sprawdzali czy jest to chiński i czy piszę dość czytelnie. Komentowali między sobą i opowiadali tym, którzy siedzieli zbyt daleko aby zobaczyć samemu. Później? Kto wie… W końcu im się znudziło.

Wiele czytałem o podróży na miejscu zwanym „hard seat” w chińskich pociągach. Dominowała zła opinia i w większości opisów można było wyczuć ślad odciśniętej na podróżniku traumy. Wokół nas sporo jest młodych ludzi i prawdopodobnie dlatego nie jest najgorzej. Trochę nas wystraszył jeden wyluzowany starszy facet, który zapalił przy wszystkich papierosa, bo po pierwsze nikt nie zwrócił na niego uwagi a po drugie spodziewaliśmy się, że zaraz cały wagon sięgnie do kieszeni po fajki…

Miejsca mamy na samym końcu przedziału, przy końcu wagonu, tuż przy łazienkach. Dokładnie tam, gdzie zaczyna się wagonowa palarnia. Ale nawet pomimo tych ludzi stojących, siedzących i przeciskających się do ubikacji jest dosyć przewiewnie. Powód? Pan, który siedzi na umywalce, tak każdy wagon w chińskim pociągu ma osobny kącik umywalkowy, otworzył sobie okno. Bez tego zaczadzili by nas w pięć minut, bo odpalają papierosy jeden od drugiego a chińskie fajki wyjątkowo śmierdzą.

Po półtorej godziny jazda zaczyna się dłużyć chociaż cieszy, że nie zrobił się jeszcze chlew o jakim czytałem przed wyjazdem. Oczywiście oprócz peta na dywaniku, którego rzucił wyluzowany starszy facet.

Ludzie wracają z Pekinu do domów z teczkami wypchanymi podarkami, z torbami wyładowanymi po brzegi różnościami. Alkohol, papierosy i słodycze. Wszystko transportowane w rodzinne strony. i oczywiście każdy ma ze sobą siatkę jedzenia na podróż. Jedna siatka na parę zawiera co najmniej dwa kubki chińskiej zupy, słodycze, trzy różne mleka sojowe, wodę, coś do pochrupania i owoc, czasem niecodzienny jak gruszka z ogonkiem po niewłaściwej stronie. Jak jedzie się samemu, to napojów bywa mniej.

Po trzeciej stacji trochę się przerzedziło. Chociaż osoby, które się na niej dosiadły musiały dalej ulokować się na podłodze.

Przedział hard seat, K263, Chiny

Chińczycy są bardzo ciekawscy a przy okazji zupełnie bezobciachowi. Znów kątem oka obserwuję co najmniej trzy osoby spoglądające mi przez ramię gdy notuję. Co odważniejsi zerkają w kartkę przynajmniej przez sekundkę. Zainteresowanie stracili jak tylko jedna współpasażerka, po angielsku, dowiedziała się ode mnie, że język, w którym smaruję w notesie to polski i przekazała to dalej.

W ubikacji-narciarzu jest, w brew pozorom, czyściej niż w ubikacjach PKP. W palarni między ulokowanej w łączniku między wagonami też.

Raz na jakiś czas przechodzą ludzie poszukujący lepszych miejscówek, raz na jakiś czas pani z wózkiem pełnym jedzenia. Wszyscy rozmawiają ze wszystkimi i, ogólnie rzecz biorąc, atmosfera jest jak w naszych pociągach z czasów okupacji. Chociaż nikt, na szczęście, nie wiezie żywego inwentarza i pakunki mają ze sobą przyzwoitych rozmiarów.

Za oknami jest już noc więc sto procent uwagi skupionej jest w środku. Wobec nas Chińczycy są raczej ostrożni. Ci wokół czasem próbują zagadać po swojemu ale wystarczy przejść się do ubikacji to sztywnieją w perspektywie kontaktu. Nie wiem tylko czy z obawy przed potencjalną komunikacją werbalną czy raczej uważają, żeby ich nie dotknąć. Nie jeżdżą z białymi często. Właściwie w tym pociągu nie widziałem nikogo chociaż na pewno stwierdzić się nie da, bo pociąg ma 18 wagonów a w naszym siedzi 112 osób.

Co raz więcej w okół twarzy wyglądających z mongolska. Twarde rysy, ogorzała cera i harde spojrzenie. Pomimo późnej pory ludzie nie śpią i raczej nikt się do spania nie zbiera. Światła pozostają włączone i brak jedynie telewizora.

Chinka z północy

Chinka z północy

Miłe jest to, że czasem ludzie zmieniają się miejscami z tymi, którzy siedzą na podłodze lub stoją. Najczęściej jest to tylko chwilka gdy wstają do ubikacji lub zapalić papierosa ale dobre i pięć minut zmiany pozycji gdy człowiek jedzie zapakowany w przedział bez swojego miejsca.

W końcu, po północy, ludzie pozakładani jedni na drugich, uciśnięci we wszelkie kąty i kąciki idą spać. Najwytrwalsi spokojnie rozmawiają tworząc dźwiękowe tło-mruczando usypiające pozostałych. i tylko pani zamiatająca z podłogi łupinki po pestkach, papierki, puszki, torebki foliowe i kubki po zupkach przypomina, że wszystko dalej funkcjonuje jak należy. Odruchowo zacząłem się zastanawiać, czy na podłodze ląduje tak wiele śmieci dlatego, że ktoś je tak często sprząta, czy też dlatego ktoś sprząta, bo oni zawsze śmiecili i śmiecić będą.


wrz 8 2010

Dzień 2 – Rowerami po Pekinie

Śniadanie – szwedzki stół – trochę nas zaskoczyło. Plakaty w windach reklamowały podróżnym śniadanie w stylu zachodnim więc takowego się spodziewaliśmy ale szef kuchni postanowił nas powoli oswajać kuchnią, która czekała na nas w dalszej części drogi.

Najpierw bułeczki na parze, które zdarzają się pyszne z nadzieniem mięsnym (smakują jak polskie pyzy), zdarzają się też bez nadzienia i wtedy po prostu zaklejają buzię ale zdarzają się też z nadzieniem ze słodkiej fasoli. Chociaż te właśnie zdawały się być ulubione przez miejscowych nam wchodziły niespecjalnie.

Teraz jajka. Zwykłe kurze lub gotowane w sosie sojowym. Te drugie na pierwszy rzut oka wyglądają makabrycznie ale pominąwszy wygląd są po prostu słone. Oprócz powyższych był też ryż z warzywami, jakiś makaron, strasznie pikantne pikle, świeże warzywa, tosty, sok pomarańczowy i kawa. Bez wędliny i nabiału ale jak na śniadanie w Chinach nie jest źle.

Zeszliśmy do supermarketu na dole, żeby kupić napoje i przekąski na wycieczkę rowerową a tu znów niespodzianka. Jako snacki sprzedawane są pakowane próżniowo kurze łapy :)

Kurze łapy, Pekin, Chiny

Kurze łapki ciemne...

Kurze łapy, Pekin, Chiny

... i białe

Po śniadaniu pojechaliśmy metrem pod Far East Youth Hostel, żeby wypożyczyć tam rowery. Metro w Pekinie, jak i w większości miejsc a Azji, jest arcywygodną metodą transportu. Przyjazną dla turysty anglojęzycznego, tanią i szybką. Wszystkie linie są opisane, zmiany linii dobrze oznaczone a bilet jeden na wszystko. Do tego kasy automatyczne a jak brakuje nam drobnych, to kupić można u pani za okienkiem. Oczywiście nie można sobie nakupować biletów jednorazowych, bo taki ważny jest tylko na stacji zakupu ale nawet nie ma takiej potrzeby.

Pod Far East Youth Hostelem okazało się, że przewodnik Lonley Planet po raz pierwszy się pomylił, bo w hostelu wypożyczalni już dawno nie ma. Jest za to jedna na przeciwko i za 10Y za dzień wypożycza zdezelowane chińskie dwukołowce.

Hutong, Pekin, Chiny

Jeden z hutongów

Tego dnia również spotkaliśmy studenta, który wkrótce zamykał swoją wakacyjną galerię kaligrafii i malarstwa. Jego „mistrz” również zjawił się jak tylko weszliśmy do środka i on także zaproponował nam sprzedaż prac po okazyjnych cenach. Posłuchaliśmy trochę o kaligrafii, która w stylu jakim on się parał składa się z kilku osobnych znaków w całości oznaczających szczęście lub miłość i ponownie grzecznie podziękowaliśmy.

Gracze w mahjongg, Pekin, Chiny

Partyjka mahjongg na świeżym powietrzu

Jazda rowerem po Pekinie jest przeżyciem ale jak już przywyknie się do zasad to po wyznaczonych ścieżkach jedzie się bardzo przyjemnie. Dodatkowym plusem jest pokonywanie dużych odległości bez zmęczenia.

Pojeździliśmy trochę uroczymi „hutongami” wokół Zakazanego Miasta, zatrzymaliśmy się na odpoczynek w parku Jingshan, dojechaliśmy do pekińskiego Bell Tower, żeby na koniec wylądować w restauracji Passby Bar na drogie (jak na tutejsze standardy) ale warte swej ceny jedzenie. Za potrawy zapłaciliśmy jak w Polsce ale w sumie jedliśmy „zachodnie” dania.

Wracając Przejechaliśmy obok placu Tian’anmen spędziliśmy trochę czasu główkując jak przedostać się na drugą stronę ulicy, gdyż przy samym placu przejścia nie było a na przejechanie ulicy w poprzek, jak samochody, nie mieliśmy jeszcze odwagi :)

Tian'anmen, Pekin, Chiny

Plac Tian'anmen

Około godziny 18 byliśmy z powrotem. Pekin, nawet w nieturystycznych uliczkach, nie jest szczególnie zasyfiony i ogólnie robi bardzo przyjemne wrażenie.

Wypożyczalnia rowerów, Pekin, Chiny

Wypożyczalnia rowerów

Na koniec dnia postanowiłem jeszcze udokumentować jak wygląda ubikacja typu „narciarz”, która jest nie dość, że wygodniejsza niż klasyczna muszla, to jeszcze jest dużo bardziej higieniczna. Z tą wygodą, oczywiście, jest dobrze o ile ktoś nie ma problemu przykucnąć na czas załatwiania swoich potrzeb.

Ubikacja narciarz, Pekin, Chiny

Ubikacja-narciarz


wrz 7 2010

Dzień 1 – Pekin

Nasz drugi wyjazd do Chin był nieunikniony. Chociaż poprzednim razem przejechaliśmy ponad tysiąc kilometrów tego ciekawego kraju, dalej była to jego maleńka część i oboje wiedzieliśmy, że bez zdjęć z terakotową armią, bez spaceru chińskim murem i bez kaczki po pekińsku na kolację, doświadczenie Chin pozostanie niepełne.

Jak zwykle w bilety zaopatrywaliśmy się w firmie, która ma swoją reklamę na portalu TransAzja, a miły pan Dariusz wyszukał nam połączenie do Pekinu przez Kijów AeroSvitem za 1665zł od łebka.

Na miejscu byliśmy o 4:40. Do autobusu odjeżdżającego do centrum o 7:10 mieliśmy jeszcze trochę czasu a metro rusza niewiele wcześniej więc ogarnęliśmy się trochę w łazience i kupiliśmy coś do picia w jedynym otwartym o tej porze fastfoodzie na lotnisku.

Czekając na autobus wymieniliśmy u jakiegoś gościa 100$ na 660Y bo w kantorze chcieli od nas prowizję, która czyniła kurs co najmniej niekorzystnym. Trochę się czailiśmy czy dać pieniądze obcemu facetowi, zaczepiającemu podróżnych pod kantorem, ale nie było z tego żadnej draki.

Główny dworzec kolejowy w Pekinie

Główny dworzec kolejowy w Pekinie

Shuttle bus przywiózł nas pod główny dworzec kolejowy w Pekinie, gdzie po drugiej stronie czekał na nas zarezerwowany pokój w hotelu Beijing Central Youth Hostel. Zazwyczaj nie rezerwujemy pokoi dla zasady ale od znajomej, która parę miesięcy wcześniej była w Szanghaju, dostaliśmy cynk, że w ten sposób można oszczędzić sporo pieniędzy na hostelach. Rezerwowany przez Internet, taki hostel potrafi kosztować ponad dziesięć procent mniej.

Tak było i w naszym wypadku. Zamiast 165Y płaciliśmy 140Y tylko za fakt kliknięcia i pewności, że będzie gdzie zrzucić graty po dotarciu do centrum. Zasada jazdy w ciemno przegrała z zasadą podróżowania budżetowego.

Beijing Central Youth Hostel

Beijing Central Youth Hostel

Beijing Central Youth Hostel ma parę zalet. Jest przy samym dworcu głównym, przy stacji metra i można w nim zjeść śniadanie „szwedzki stół” za 15Y. Pokoje są czyste, jest samoobsługowa pralnia, gorąca woda z dystrybutora i czyste prysznice.

Automaty z wrzątkiem w hotelu, Pekin, Chiny

Dystrybutory wrzątku w hotelu

Po zameldowaniu i złożeniu gratów poszliśmy na dworzec kupić bilety na nocny go Hohhotu. Przy okienku nr 10, tzw. międzynarodowym, niestety musieliśmy się posiłkować pomocą przypadkowej osoby mówiącej jednocześnie po angielsku (z nami) i po chińsku (z panią z okienka). Zabawne było to, że naszym tłumaczem na chiński był czarnoskóry pan.

Nie było miejsc leżących więc kupiliśmy siedzące na pojutrze. Musimy przedłużyć pobyt w Pekinie. Niestety podróżując pociągami po chinach trzeba mieć na uwadze fakt, że na nasz wybrany pociąg miejsc nie będzie. Trzeba być elastycznym.

Tablica informacyjna na dworcu w Pekinie

Z tej tablicy można dowiedzieć się ile wolnych miejsc zostało na każdy pociąg

Już pierwszego dnia w centrum handlowym spotkaliśmy studenta, który zupełnym zbiegiem okoliczności, miał ostatnie dni swojej wystawy kaligrafii i malarstwa. Minutę później zjawił się jego „mistrz” potwierdzający słowa studenta i proponujący sprzedaż dowolnej z jego prac. Grzecznie pokonwersowaliśmy i podziękowaliśmy, bo szukaliśmy banku i nie mieliśmy ochoty na zakupy zanim sprawdzimy ilu jeszcze studentów takie „galerie” ma w Pekinie.

W Bank of China wymieniliśmy kolejne pieniądze, tym razem już większą ilość, po kursie 6,73, również bez prowizji. Pan na lotnisku nie miał więc kursu tak tragicznego. Po drzemce przeszliśmy się na Plac Tian’anmen na ceremonię opuszczenia flagi, odbywającą się o zachodzie słońca.

Plac Tiananmen

Plac Tiananmen

Na kolację weszliśmy do jednego z barów w Henderson Center, znajdującego się naprzeciw hostelu na pyszną potrawkę z wołowiny w stylu zupy pomidorowej a wieczór spędziliśmy w knajpce znajdującej się na trzecim piętrze naszego hostelu.