Dzień 3 – Zakazane miasto i podróż pociągiem po Chinach
Z samego rana pojechaliśmy do Zakazanego Miasta czyli byłego pałacu cesarzy dynastii Ming i Qing znajdującego się w centrum Pekinu.
Kompleks pałacowy zajmuje ogromną przestrzeń i robi naprawdę duże wrażenie, gdy sobie człowiek uświadomi, że wybudowano go w czasach bitwy pod Grunwaldem.
W środku, oprócz zwiedzenia kolejno wszystkich pawilonów-bram i ogrodu na końcu, zobaczyliśmy jeszcze wystawę zegarów.
Do obejrzenia zostało dużo więcej ale nie mieliśmy już siły i czas było wracać, bo wieczorem wyjeżdżaliśmy. Chociaż Zakazane miasto odwiedzają tłumy turystów, głównie lokalnych, to da się wszystko kulturalnie zobaczyć i do wszystkiego dostać. Trzeba mieć tylko mnóstwo czasu.
Po długim spacerze wróciliśmy do hostelu, odebraliśmy plecaki, wzięliśmy prysznic i zalegliśmy w knajpce na trzecim piętrze hotelu czekając na nasz pociąg do Hohhot. Tym razem okazało się, że jednak dobrze jest mieć pokój bez łazienki, bo wspólne prysznice na korytarzu użyliśmy jak swoje, co przed całonocną podróżą pociągiem a po całym dniu w upalnej Azji było jak najbardziej wskazane.
Dobrze, że mieliśmy nocleg tuż przy dworcu, bo nie musieliśmy tam być dużo wcześniej i do poczekalni dotarliśmy dopiero jakąś godzinę przed odjazdem. Dużo ludzi siedziało w poczekalni i część stała już w kolejce do bramek na peron. Dołączyliśmy do tych drugich.
Pół godziny przed odjazdem wpuścili nas do pociągu. Obawiałem się wyścigu, bo z naszymi wielkimi plecakami nie chciałem walczyć o miejsca z miejscowymi ludźmi. Nie biegliśmy ale raźnym tempem dotarliśmy do naszego wagonu, zapakowaliśmy plecaki na półki i siebie na nasze miejscówki. Jednak warto było energicznie maszerować w poszukiwaniu wagonu, bo miejsca na owych półkach starcza tylko dla pierwszych. W wagonie na początku było dość luźno, lecz w miarę zbliżania się godziny odjazdu, pociąg zapełniał się ludźmi.
Jazda była dość monotonna, zbliżał się wieczór więc zacząłem uzupełniać swój dzienniczek podróży. Zaraz najbliższe dziesięć osób wstało i bez obciachu wpatruje się jak piszę. Komentują, prawie wkładając mi nosy w kartkę.
Na podłodze siedzą ludzie, którzy kupili przejazd bez miejscówki. Sprytniejsi zajęli strategicznie wygodne miejsca w „umywalni”. Tych pani z przewoźnym „Warsem” nie będzie bezlitośnie zmuszała do ustępowania miejsca.
Ogólnie organizacja w chińskich pociągach jest pierwszorzędna. Raz na godzinę ktoś zmiata podłogę. Raz na godzinę jedzie pracownik kolei z wózkiem sprzedając gorące kubki, piwo, mleko sojowe, owoce, potrawy z ryżu i co innego głodny podróżny może sobie wymarzyć. Trochę rzadziej jeździ sprzedawca zabawek dla dzieci. A przed każdą stacją opiekunka wagonu zamyka toalety, żeby przypadkiem nieopatrzny pasażer, ignorując ostrzegawcze napisy, nie wypróżnił się na torach przy peronie. Więc ludzie siedzą też w przejściach. Siedzą na gazetach, które w tym celu zdają się być sprzedawane na dworcach, siedzą na swoich pakunkach a co bardziej zapobiegliwi na sprytnych „wędkarskich” stołeczkach. Ogólnie zdają się być dosyć przywykli do tego sposoby jazdy. Pogodzeni z losem.
Sposób w jaki piszę podoba się już wszystkim wokół. Przez długi czas, obserwując ich kątem oka, nie mogłem przestać zastanawiać się cóż takiego zajmującego jest w moim piśmie, że jest ich w stanie zająć to na tak długi czas. Najpierw na pewno sprawdzali czy jest to chiński i czy piszę dość czytelnie. Komentowali między sobą i opowiadali tym, którzy siedzieli zbyt daleko aby zobaczyć samemu. Później? Kto wie… W końcu im się znudziło.
Wiele czytałem o podróży na miejscu zwanym „hard seat” w chińskich pociągach. Dominowała zła opinia i w większości opisów można było wyczuć ślad odciśniętej na podróżniku traumy. Wokół nas sporo jest młodych ludzi i prawdopodobnie dlatego nie jest najgorzej. Trochę nas wystraszył jeden wyluzowany starszy facet, który zapalił przy wszystkich papierosa, bo po pierwsze nikt nie zwrócił na niego uwagi a po drugie spodziewaliśmy się, że zaraz cały wagon sięgnie do kieszeni po fajki…
Miejsca mamy na samym końcu przedziału, przy końcu wagonu, tuż przy łazienkach. Dokładnie tam, gdzie zaczyna się wagonowa palarnia. Ale nawet pomimo tych ludzi stojących, siedzących i przeciskających się do ubikacji jest dosyć przewiewnie. Powód? Pan, który siedzi na umywalce, tak każdy wagon w chińskim pociągu ma osobny kącik umywalkowy, otworzył sobie okno. Bez tego zaczadzili by nas w pięć minut, bo odpalają papierosy jeden od drugiego a chińskie fajki wyjątkowo śmierdzą.
Po półtorej godziny jazda zaczyna się dłużyć chociaż cieszy, że nie zrobił się jeszcze chlew o jakim czytałem przed wyjazdem. Oczywiście oprócz peta na dywaniku, którego rzucił wyluzowany starszy facet.
Ludzie wracają z Pekinu do domów z teczkami wypchanymi podarkami, z torbami wyładowanymi po brzegi różnościami. Alkohol, papierosy i słodycze. Wszystko transportowane w rodzinne strony. i oczywiście każdy ma ze sobą siatkę jedzenia na podróż. Jedna siatka na parę zawiera co najmniej dwa kubki chińskiej zupy, słodycze, trzy różne mleka sojowe, wodę, coś do pochrupania i owoc, czasem niecodzienny jak gruszka z ogonkiem po niewłaściwej stronie. Jak jedzie się samemu, to napojów bywa mniej.
Po trzeciej stacji trochę się przerzedziło. Chociaż osoby, które się na niej dosiadły musiały dalej ulokować się na podłodze.
Chińczycy są bardzo ciekawscy a przy okazji zupełnie bezobciachowi. Znów kątem oka obserwuję co najmniej trzy osoby spoglądające mi przez ramię gdy notuję. Co odważniejsi zerkają w kartkę przynajmniej przez sekundkę. Zainteresowanie stracili jak tylko jedna współpasażerka, po angielsku, dowiedziała się ode mnie, że język, w którym smaruję w notesie to polski i przekazała to dalej.
W ubikacji-narciarzu jest, w brew pozorom, czyściej niż w ubikacjach PKP. W palarni między ulokowanej w łączniku między wagonami też.
Raz na jakiś czas przechodzą ludzie poszukujący lepszych miejscówek, raz na jakiś czas pani z wózkiem pełnym jedzenia. Wszyscy rozmawiają ze wszystkimi i, ogólnie rzecz biorąc, atmosfera jest jak w naszych pociągach z czasów okupacji. Chociaż nikt, na szczęście, nie wiezie żywego inwentarza i pakunki mają ze sobą przyzwoitych rozmiarów.
Za oknami jest już noc więc sto procent uwagi skupionej jest w środku. Wobec nas Chińczycy są raczej ostrożni. Ci wokół czasem próbują zagadać po swojemu ale wystarczy przejść się do ubikacji to sztywnieją w perspektywie kontaktu. Nie wiem tylko czy z obawy przed potencjalną komunikacją werbalną czy raczej uważają, żeby ich nie dotknąć. Nie jeżdżą z białymi często. Właściwie w tym pociągu nie widziałem nikogo chociaż na pewno stwierdzić się nie da, bo pociąg ma 18 wagonów a w naszym siedzi 112 osób.
Co raz więcej w okół twarzy wyglądających z mongolska. Twarde rysy, ogorzała cera i harde spojrzenie. Pomimo późnej pory ludzie nie śpią i raczej nikt się do spania nie zbiera. Światła pozostają włączone i brak jedynie telewizora.
Miłe jest to, że czasem ludzie zmieniają się miejscami z tymi, którzy siedzą na podłodze lub stoją. Najczęściej jest to tylko chwilka gdy wstają do ubikacji lub zapalić papierosa ale dobre i pięć minut zmiany pozycji gdy człowiek jedzie zapakowany w przedział bez swojego miejsca.
W końcu, po północy, ludzie pozakładani jedni na drugich, uciśnięci we wszelkie kąty i kąciki idą spać. Najwytrwalsi spokojnie rozmawiają tworząc dźwiękowe tło-mruczando usypiające pozostałych. i tylko pani zamiatająca z podłogi łupinki po pestkach, papierki, puszki, torebki foliowe i kubki po zupkach przypomina, że wszystko dalej funkcjonuje jak należy. Odruchowo zacząłem się zastanawiać, czy na podłodze ląduje tak wiele śmieci dlatego, że ktoś je tak często sprząta, czy też dlatego ktoś sprząta, bo oni zawsze śmiecili i śmiecić będą.